Ile kosztuje leczenie raka piersi w Polsce?
Ile kosztuje leczenie raka piersi w Polsce?
Kiedy człowiek dowiaduje się, że ma raka i musi zacząć leczenie, problemem finansowym nie jest wcale horrendalnie droga operacja. To proste rzeczy. Dzień po dniu trzeba płacić za lekarstwa, dojazdy do lekarza, na chemioterapię, za dodatkowe badania, często płatne, bo tak szybciej. Mija kilka miesięcy i nawet ci, którzy mieli szczęście i nie stracili pracy, muszą prosić o pomoc.

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Ile-kosztuje-leczenie-raka-piersi-w-Polsce-2795209.html

Marta Samborska i Kamila Stępień z fundacji "RaknRoll - Wygraj Życie!" na łamach Bankier.pl opowiadają o wydatkach na leczenie raka, przede wszystkim raka piersi - jaki jest koszt protezy, kto zapłaci za operację rekonstrukcji piersi, jak dostać za darmo perukę z naturalnych włosów.

Co stanowi największy problem finansowy dla osoby, która właśnie się dowiedziała, że jest chora na raka?

Marta Samborska: To zależy, co to za nowotwór i jaki jest ogólny stan zdrowia tej osoby. Niektórzy muszą przerwać pracę. Mamy podopiecznych, którzy byli aktywni zawodowo i są na zwolnieniu lekarskim. Nadal dostają wynagrodzenie i jest im o tyle łatwiej, że mogą się skupić na leczeniu. Ale bardzo często ośrodki, w których jest podawana chemia albo radioterapia, leżą kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania, dochodzą więc wysokie koszty dojazdów. Czasami trzeba wykupić gdzieś nocleg, bo nie można tego samego dnia wrócić do domu. Koszty leków, opatrunków sprawiają , że po kilku miesiącach większość osób korzysta z pomocy, jeśli nie rodziny, to fundacji. Mogłoby się wydawać, że to prozaiczne problemy, ale nagle przybywa wydatków, na które nie ma pieniędzy.

W wielu wypadkach ktoś traci źródło dochodów i jeszcze pojawiają się nowe wydatki?

MS: Tak. Poza tym jest jeszcze wiele osób, które nie mają stałego zatrudnienia i w momencie zdiagnozowania choroby ich jedynym źródłem utrzymania staje się zasiłek w wysokości trzysta kilkadziesiąt złotych.

Albo pracują na umowach śmieciowych

MS: Właśnie. I w tym momencie każdy wydatek jest problemem. Zakupienie podstawowych lekarstw, dojazd do lekarza. Kolejki są długie, więc dochodzą prywatnie wykonywane badania. Wtedy nasza rola jest ważna, my próbujemy na to zebrać pieniądze. Opłacamy wyjazdy do lekarza, medykamenty, przede wszystkim staramy się pomagać w zniesieniu trudów leczenia.

Bywa, że nasi podopieczni mają dramatyczną sytuację socjalną. Wtedy w drugiej kolejności staramy się kupować węgiel na zimę, opłacać czynsz, ale taką pomoc świadczymy tylko w szczególnych przypadkach. Na pierwszym miejscu jest pomoc w zakupie leków, dojazdach, w dostępie do lekarza czy w znalezieniu innych metod leczenia - my na tym się skupiamy.

Osoba przewlekle chora może się starać na przykład o zasiłek pielęgnacyjny

MS: Ale to jest 150 zł.

To na niewiele wystarczy. Widzę to po rachunkach z aptek. Takie naprawdę podstawowe lekarstwa to 200-300 zł miesięcznie. A jeśli dana osoba ma jeszcze inne choroby przewlekłe, to na pewno zasiłek nie wystarczy.

Jak wyglądają i ile mogą kosztować dojazdy do lekarza?

Większość naszych podopiecznych dojeżdża na leczenie około 100 km, bo nie są z dużego miasta, w którym jest odpowiedni oddział szpitalny. To kosztuje. Czasami godziny chemii są tak ustawione, że nie ma połączenia, ani PKS-em, ani pociągiem. Niektórzy chorzy "wynajmują" osoby fizyczne, żeby ich dowiozły. To są absurdalne sytuacje, benzyna jest strasznie droga, koszt dojazdu na chemię dochodzi czasem do stu, stu pięćdziesięciu złotych.

Trzeba pamiętać, że to chorzy, stan zdrowia nie pozwala stać pół nocy na zimnym peronie, czy siedzieć na dworcu. Pacjenci w czasie chemioterapii mają osłabioną odporność, więc nie możemy "szkodzić na jedno", żeby pomóc na drugie, osoba ma się przeziębić, czy ma być jeszcze bardziej osłabiona i pojechać wziąć chemię, po której będzie się jeszcze gorzej czuła. To są takie absurdalne sytuacje. Spotkałam się z takim zarzutem, że "ktoś będzie jechał samochodem za takie pieniądze, niech lepiej jedzie pociągiem i niech sobie gdzieś przesiedzi kilka godzin" - ale trzeba wziąć poprawkę na to, że to są osoby chore, w trakcie leczenia obciążającego organizm.

Staramy się komuś pomóc, wyleczyć go, a po chwili jego stan się pogarsza z powodu infekcji, a my się cofamy.

Koszty leczenia bardzo szybko rosną z powodu pobocznych wydatków, na lekarstwa, dojazdy na badania, środki higieniczne. Nawet osoba, zatrudnionana etacie, przebywająca na zwolnieniu lekarskim, bardzo szybko traci swoje oszczędności, bo koszty leczenia są bardzo duże. Tym bardziej, że często długo czeka się na konsultacje, nawet na diagnozę. Żeby przyśpieszyć, pacjenci muszą wykonać badania prywatnie.

Jak oceniacie system informowania pacjentów o przysługujących im prawach, o refundacjach NFZ?

MS: Nadal niestety jest to wiedza szeptana. Mam nadzieję, że są tacy lekarze, którzy przekazują takie informacje.

KS: Myślę że są. Ostatnio dzwoniła pani, której lekarz powiedział, że może się do nas zgłosić. Ale to nie zdarza się często.

MS: Chcemy to zmienić. Wystosowaliśmy List do pacjenta, z którym próbujemy trafić na jak najwięcej oddziałów. W tym liście pacjent dostaje wszystkie niezbędne informacje, nas dotyczące bezpłatnej pomocy udzielanej przez Fundację.

Leczenie raka to kilkutygodniowa, kilkumiesięczna terapia, a co jest potem? Zapobieganie nawrotom, kontrole - jak to wygląda?

MS: W niektórych przypadkach po zakończonym leczeniu niezbędne jest przyjmowanie leków, które zapobiegają np. wystąpieniu przerzutów. Przy raku piersi bardzo często następują przerzuty do kości i kiedy już pacjentka jest uznana za zdrową, musi jeszcze przez dwa, trzy lata przyjmować lek zapobiegający przerzutom do kości. Paradoksalnie nie jest on refundowany przez NFZ, dopóki nie wystąpią przerzuty. Czyli żeby zminimalizować ryzyko wystąpienia przerzutów trzeba zapłacić ok. 2 tys. zł miesięcznie. To jest paranoja! Ten lek ma nie dopuścić do przerzutów, a nie leczyć ich skutki.

Leczenie przerzutów jest droższe niż zapobieganie. To nie tylko koszty lekarstw, ale też inne zabiegi, chemioterapie, radioterapie.

Pomagacie głównie osobom, których leki nie są refundowane?

Podopieczni zgłaszający się do nas określają, jaką chcą uzyskać pomoc. Wtedy my rozpoczynamy zbiórkę pieniędzy.

Są osoby, które zbierają na leczenie niedostępne w Polsce. Bardzo często zgłaszają się do nas pacjenci z nowotworami, których leczenie wymaga pobytu w zagranicznych klinikach. Koszt takiego leczenia liczy się w setkach tysięcy złotych.

Dziś miałam telefon od młodej dziewczyny, której dwudziestokilkuletni brat dowiedział się, że jedyną dla niego szansą jest leczenie za granicą i przyjmowanie tam dostępnego leku. Jeśli się zdecydują się na naszą pomoc, to wówczas zaczniemy zbiórkę pieniędzy. Niestety nigdy nie można zagwarantować jak szybko, i czy w ogóle uda nam się zebrać potrzebną kwotę. Naszym wrogiem jest czas. Musimy szybko działać, a bardzo ciężko jest pozyskać takie pieniądze. My jesteśmy małą fundacją, prężną, ale małą. Takie środki nie leżą w naszym zasięgu, żebyśmy mogli za kogoś wyłożyć pieniądze i opłacić leczenie.

Często chodzi o lekarstwa, które są niedostępne w Polsce, ale lekarze już je zalecają. My, jako Fundacja, nie opłacamy suplementów diety ani leków, które nie są dopuszczone do obrotu w naszym kraju.

A czy pojawiają się takie sytuacje, w których dany lek jest stosowany w Polsce, ale do konkretnych schorzeń i tylko przy nich jest refundowany, a do was zgłasza się osoba, która potrzebuje go do leczenia innej choroby i musi płacić całą kwotę, bez refundacji?

MS: Bardzo często. Osoby, które chcą zbierać pieniądze na nierefundowane lekarstwa, zgłaszają się do nas i my im w tym pomagamy.

Przy wszystkich zbiórkach trzeba też pamiętać, że fundacje, które mają swoich podopiecznych, muszą mieć zgodę Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji na zbiórkę publiczną. W zgodzie na przeprowadzanie zbiórek publicznych wskazane są państwa w których można wydatkowac pieniądze. To nie jest tak, że można je dowolnie wydawać.

Czyli nie ma takiej możliwości, żeby zebrać pieniądze i po prostu zadzwonić do amerykańskiej apteki i lek zamówić?

Pieniądze pochodzące ze zbiórki publicznej musimy wydać zgodnie z decyzją, czyli jeśli fundacja składa wniosek o leczenie podopiecznego w Stanach, to dopiero po otrzymaniu zezwolenia przez MAiC na wydatkowanie pieniędzy na danym terytorium, może to zrobić.

A jeżeli osoba fizyczna sama uzbiera np. 10 tys. na lek niedostępny w Polsce, ale dostępny w Niemczech, to czy może go sama kupić?

Tak, tylko musi zapłacić cło. Trzeba się dostosować do odpowiednich przepisów, na przykład sprawdzić, jaką dawkę leku można sprowadzić jednorazowo, bo to nie mogą być duże partie. Fundacje mogą sprowadzać leki dla swoich podopiecznych, w takim przypadku lekarstwa mogą być zwolnione z cła.

Osoba, która dostaje od nas darowiznę, np. na zakup lekarstw, jest zobowiązana zapłacić podatek. Tyle że zazwyczaj po otrzymaniu takiej darowizny, może się ubiegać o zwolnienie z opodatkowania."


  PRZEJDŹ NA FORUM